Wiem ale nie powiem - Recenzja Nic się nie stało

 

Czy tego typu film wypada w ogóle krytykować? Przecież reżyser jasno opowiada się po stronie ofiar, ukrywana przez lata sprawa mrozi krew w żyłach, a to, że o aferze dzięki premierze w TVP dowie się cała Polska, utrudni zamiecenie jej pod dywan. Moim zdaniem nie tylko wypada, ale trzeba.

 



Nie chciało mi się tego dokumentu oglądać zaraz po premierze. Bałem się. Nie dlatego, że Krystek to mój stary kumpel z którym piłem w Zatoce Sztuki, nie, po prostu nie załapałem się na premierę, kiedy jeszcze mogłem zasiąść przed telewizorem i bez uprzedzeń go ocenić. Bo zaraz po premierze szambo wybiło – Jacek Kurski zaczął chwalić się, że film jego stacji bije na głowę wynikami oglądalności inny film o pedofilii, a reżyser Sylwester Latkowski zaczął wzywać celebrytów, którzy dali się sfotografować w Sopocie do składania samokrytyk, wiążąc ich tym samym z procederem pedofilskim. W tym rzucaniu nazwiskami napomkneło mu się o Radku Majdanie, który znanym przybytku w ogóle nie bywał. Bałem się oglądać, bo afera wydawała mi się dęta (dla jasności ta celebrycka), rozdmuchana na zamówienie polityczne, szczególnie, że datę premiery zmieniano kilkukrotnie, tak żeby pokrywała się z premierą filmu Sekielskich. A już w ogóle filmu mi się oglądać nie chciało, kiedy usłyszałem wywiady z panem reżyserem, a Borys Szyc udostępnił słynną już korespondencję. Okazało się, że pan reżyser chyba jest osobą niezrównoważoną, z jakąś dziwną manią prześladowczą, która na każde pytanie odpowiada albo bełkotliwie, albo w stylu ,,wiem ale nie powiem“, albo, kiedy już w ogóle nie ma argumentów, że przecież straszne rzeczy się tam działy, więc nie powinno mu się zadawać trudnych pytań, bo jeżeli się zadaje trudne pytania to jest się częścią układu, który chroni pedofilską siatkę. Dzisiaj kiedy już jest po wyborach i opadł kurz, można ten film ocenić bez emocji. 

Ważniejsze od pytania o czym jest Nic się nie stało wydaje mi się wyjaśnienie o czym nie jest. Nie jest to film o pedofilii w świecie celebrytów i nie jest to film o pedofilii tylko o efebofilii, ofiarami nie były dzieci poniżej lat 11 tylko nastolatki, co oczywiście nie obniża rangi cierpienia poszkodowanych, ale cała machina reklamowa wprowadza w błąd. Bo na pewno do tego rodzaju zbrodni dochodzi w kręgach celebryckich, ale żeby to udowodnić, trzeba przeprowadzić rzetelne śledztwo dziennikarskie, które może okazać się naprawdę niebezpieczne.

 


Za Sylwestra Latkowskiego czarną robotę odwaliło kilku dziennikarzy, którzy sprawę Zatoki rozłożyli na czynniki pierwsze, winni stanęli przed wymiarem sprawiedliwości, powstała głośna książka i reportaże telewizyjne, Latkowski nic - poza zrobieniem hałasu -  nowego do tego nie dodał.

Trzon narracyjny filmu stanowią czytane przez aktorkę zeznania dziewczyn, które były wykorzystywane przez Krystka. Reżyser nie wyjaśnia, skąd je ma, czy są to wywiady przeprowadzone przez niego, przez policję, czy anonimowe wyznania, czy może impresje napisane przez zatrudnionego scenarzystę. Wierzę, że są to prawdziwe historie, właśnie dlatego, że Latkowski nie był pierwszym, który naświetlił tę aferę, ale zwykła rzetelność wymaga żeby podać źródło. Nietrafionym zabiegiem było zatrudnienie aktorki, która zdecydowanie przesadza kiedy wysokim egzaltowanym głosem czyta zapis traumatycznych przeżyć. Do tego jak w jakiejś taniej rekonstrukcji historycznej, albo w retrospekcji znanej z programu Sędzia Maria Wesołowska, jakby widzowi mało było grozy wyznań Latkowski dodaje krótkie scenki aktorskie ukazujące o czym właśnie jest mowa.

Zabawnie wyglądają również sceny, w których Latkowski rozmawia ze swoim informatorem ze służb. Stary jak świat zabieg zniekształcenia głosu był zbyt mało efektowny, więc zatrudniono aktora, który dubbinguje kwestie wypowiadane przez rozmówce, który chce zachować anonimowość. Tu po raz kolejny, aktor gra nadinterpretując jakby dubbingował Skrybę z Asterixa i Obelixa.

 

Ale przecież te zabiegi nie są najważniejsze, tu nie o to chodziło, żeby było pięknie, tylko żeby było prawdziwie. I opowieść o dwójce zarządzającej całym przedsięwzięciem taka jest. Niegodziwe i zupełnie dyskredytujące ten film jest za to rzucanie oskarżeń nie popartych żadnymi dowodami. Każdy, kto był kiedykolwiek w tym klubie mógł być przez Latkowskiego oskarżony o pedofilię, nie wprost, żeby przypadkiem sprawa nie skończyła się w sądzie, ale  właśnie w zawoalowany sposób w typie ,,Borys powiedz co wiesz, bo na pewno wiesz i nie udawaj że nie wiesz, na zdjęciu jesteś“. Szczególnie irytowało mnie to kiedy na ekranie pojawiała się fotografia Blanki Lipińskiej, albo Natalii Siwiec. Przecież na tym polega zawodowe życie tych pań żeby się w modnych miejscach fotografować, właściciele takich lokali za taką fotografię płacą. Piszę oczywistości, ale niektórzy, albo nie wiedzą, albo udają że nie wiedzą jak to działa, bo mają w końcu okazję dowalić tym nierobom.

Na szczęście film Latkowskiego, nie zaszkodził ofiarom, ale w niczym im również nie pomógł, oczywiście oprócz rozgłosu, chociaż tak jak wspominałem to nie było tak, że o aferze nikt wcześniej nie mówił. Film najbardziej zaszkodzi samemu Latkowskiemu, który stracił resztki wiarygodności. Smutne jest to, że przez jego nieudolność dziennikarską, wielu może następny taki film zbagatelizować.

Komentarze