Dobry chłopak był i mało pił - Recenzja Kult.Film

Sześć lat ciężkiej, kronikarskiej pracy. Sześć lat w rozjazdach, tysiące przejechanych kilometrów. Sześć lat w towarzystwie głośnej rockowej muzyki, sześć lat  smakowania dymu papierosowego, sześć lat  z zapachem wypalanego jointa, z odorem taniego i droższego alkoholu, sześć lat w towarzystwie spoconych mężczyzn w średnim wieku.  Z takimi udogodnieniami musiała zmierzyć się Olga Bieniek, by dać Polakom szansę wglądu w codzienność legendarnego zespołu Kazika Staszewskiego.  


Kult.Film na start odpowiedniej, zakrojonej na cały kraj akcji promocyjnej czekać musiał, aż pół roku od dnia premiery.  Zazwyczaj film promuje się przed pierwszym pokazem, ale jako, że Kult zwyczajnym zespołem nie jest, to i akcja marketingowa  filmu o Kulcie zwyczajna nie była. Co prawda, plan, który zaplanował były szef radiowej Trójki do spółki z prezesem Kaczyńskim nie był wymierzony w sukces filmu ale nowej płyty Kazika,  nie zmienia to faktu, że dokument dostał rykoszetem i  dzięki temu dzisiaj króluje na Netflixie. Wspominam o tym, bo przed całą aferą, po właściwej premierze, film nie był wcale kinowym jakimś wielkim kinowym przebojem. Właściwie, to mało kto o nim słyszał.

Dlaczego? Bo film jest miałki, w kategorii obrazków z życia rockmanów nie pokazuje nic nowego, czego w innych filmach o zespołach muzycznych wcześniej byśmy nie widzieli. O samym zespole, też  nie dowiemy się wiele. Osoby, które Kultu nie znają, w filmie mogą odnaleźć  jedynie strzępki informacji, dotyczących historii grupy i jej znaczenia dla polskiej muzyki.  Ci którzy są fanami w filmie oprócz smaczków typu, kto w vanie siedzi przy oknie, albo kto lubi czytać gazetę podczas prób, nic nowego się nie zobaczą.

W założeniu, film miał wprowadzić nas za kulisy sławy, pokazać zespół Kazika od nowej prywatnej strony.  Finalny efekt wydaje się ugrzeczniony.  Konflikty w grupie, które przecież są nieuniknione, są jedynie zasygnalizowane. Panowie muszą dmuchać w alkomat przed wyjściem na scenę, ale nikt problemu z alkoholem nie ma. Młodszych członków zespołu irytuje ostentacyjna dezynwoltura starszych, ale wszyscy  razem wychodzą na scenę i zapominają o złych emocjach, tu też konfliktu nie ma. Przyjaźń reżyserki z bohaterami filmu, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, nie wyszła filmowi na dobre.

Dokument o Kulcie cierpi też, na to na co cierpią filmy próbujące opowiedzieć historie ze świata sportu, szczególnie gier zespołowych. To znaczy, ciężko zamknąć  w formacie filmowym historie jedenastu członków zespołu piłkarskiego, a skupienie uwagi jedynie na jednym z nich, nie oddaje w pełni specyfiki gry, odbiera realizm i dramatyzm opowieści. W filmie zawodników nie jest jedenastu, ale dziewięciu, każdy dostaje swoje minuty na ekranie, do tego dochodzą syn Kazika, żona Kazika i człowiek o pseudonimie Didi. Realizacja trwa 90 minut, nie ma czasu by rozwinąć którykolwiek z wątków, dlatego obcujemy z migawkami z życia, które nie składają się w komplementarną całość.

Brak filmowego ,,mięsa”, nie sprawia jednak, że realizację Olgi Bieniek spisać należy na straty. Film ogląda się bez bólu, nagrania z koncertów zrealizowane są  porządnie, właściwie to dla nich można poświęcić filmowi te półtorej godziny.

Czy na ekranie widać, że powstawał sześć lat? Nie. Czy taki sam efekt można by osiągnąć jadąc z zespołem na dwa koncerty? Tak.  Jeżeli oczekiwałeś że film będzie szczerą opowieścią o wzlotach i upadkach legendarnego polskiego zespołu rockowego, to ten dokument będzie dla ciebie niewątpliwe zmarnowaną szansą. Jeżeli lubisz słuchać członków Kultu i lubisz muzykę Kazika, powinieneś się dobrze bawić.


Komentarze