Obostrzenia wprowadzone z powodu pandemii
koronawirusa spowodowały, że ja zadeklarowany fan polskich filmów właściwie nie
mam co oglądać. Przez długi czas kina były zamknięte, siłą rzeczy nie
funkcjonowały również plany filmowe. Dzisiaj można już legalnie filmy na
srebrnym ekranie oglądać, ale rozważni dystrybutorzy nie śpieszą się z
premierami swoich produkcji czekając na lepszą koniunkturę. Jedynym
pocieszeniem pozostają filmy, które przemierzając tradycyjną drogę od wielkiego
do małego ekranu ominęły przystanek kinowy i trafiły wprost na platformę VOD.
Tak się stało w wypadku W lesie dziś nie
zaśnie nikt, podobnie choć nieco w innym trybie sprawa ma się z Wyzwaniem w
reżyserii Macieja Dutkiewicza. Jako, że na bezrybiu to i rak ryba, nie bez
obaw, odpaliłem na ekraniku swojego laptopa, to najnowsze dzieło Polsatu.
Miałem obawy, bo nie wiem czy wy znacie, ja
nie, jakiś polski gatunkowy film telewizyjny, wyprodukowany już za kapitalizmu,
który dałoby się oglądać. Też mi się przejadły już troszkę te udane mniej, lub
bardziej polskie seriale kryminalne. Ostatnio mamy ich wysyp, od tych lepszych
jak Belfer, Watacha, Pakt, czy W głębi lasu, po coś takiego jak TVNowska Szadź,
Chyłka Żmijowisko, Kruk, Znaki, Ultraviolet, Prokurator, Zbrodnia, Rojst
itd. Kryminał przeżywa w ojczyźnie
prawdziwy renesans, bo przecież trzeba do tej wyliczanki dodać Ojca Mateusza,
który mimo, że zdołał wsadzić do więzienia połowę Sandomierza, to nadal jego
przygodami emocjonuje się znaczna część rodaków. Jeżeli ogląda się te seriale masowo,
to za każdym kolejnym razem imersja słabnie. Mnie najbardziej irytuje to, że rodzimi producenci wybierają pomiędzy bardzo
ograniczoną liczbą aktorów. I tak w jednym serialu aktor A jest prokuratorem,
aktor B ofiarą, a aktor C sprawcą, żeby w następnym hicie aktor C zajmował się
prowadzeniem śledztwa, ciało aktora A
było rozszarpane przez wybuch ładunku bombowego, a aktor B oblizywał się jak
Hannibal Lecter. Powiecie mi, że po pierwsze to nie jest polska specyfika, a po
drugie od tego jest aktor, żeby grać - im lepszy jest tym bardziej różnią się
od siebie wyzwania jakie podejmuje. I macie rację, ale do cholery, jak ja mam
się wczuć (na użytek Wyzwania naciągnę nieco swoją teorię) jak widzę jak Eryk
Lubos przeprowadza śledztwo rozmawiając z
- akurat w tym wypadku - femme fatale Aleksandrą Popławską. Rozmowa
toczy się w nowoczesnym domu mieszczącym się gdzieś w malowniczym lesie.
Przecież niedawno oglądałem Underdoga, w którym ten sam aktor i ta sama
aktorka, wyglądający tak samo, grający tak samo, w takich samych
okolicznościach, niemal w identycznym wnętrzu, tak samo rozmawiali, tyle że,
akurat tam wypadało ze scenariusza, że się ku sobie mają.
Gdyby tak wyciąć z filmu wszystkie sceny
łączące się w warstwę obyczajowo-kabaretowo-melodramatczną, i pozostawić jedynie
te wiążące się z głównym wątkiem kryminalnym to film trwałby 30 minut. Ale
nikt nie wyłoży poważnej kasy na film 30 minutowy, więc czymś trzeba było resztę
czasu wypełnić. A jak najlepiej wypełnić czas, rzecz wiadoma – dodać nowych
bohaterów. Wyzwanie to niecodzienny przykład kryminału, w którym detektywów
jest o 3 razy więcej niż podejrzanych.
Śledztwo oprócz wspomnianej dwójki, czyli postaci Lubosa i Królikowskiego,
prowadzi właściwy przedstawiciel organów ścigania czyli grana przez Katarzynę
Dąbrowską prokurator Magda Warska. Podejrzana jest właściwie tylko postać
Aleksandry Popławskiej, a jeżeli podejrzany jest jeden to i napięcia brak.
Dużą część czasu zajmuje komedia romantyczna w
typie domu nad rozlewiskiem. Okazuje się, że Lubos ma córkę, o której nie
wiedział, do tego serce zaczyna mu szybciej bić kiedy patrzy w kierunku rudej
pani prokurator. Komedia wynika z tego, że Lubos to ten typ męskiego chłopa co
nie wie jak się nazywają kolory, a jak mu się pruje kurtka to ją taśmą zakleja.
Więc jest okazja do zaprezentowania wielu gagów, wynikających z jego
rozczulającej nieporadności. Związek z prokurator ma rację bytu jedynie dlatego, że grana przez
Dąbrowską postać jest równie męska co ta Lubosa, do tego lubi się obżerać
golonką, popijać piwko i robić różne szalone rzeczy.
O ile obecność tych wątków da się jakoś
uzasadnić, to już wątki Michała Musiałowskiego i Nikodema Rozbickiego, to
pomyłka. Nikodem Rozbicki gra albo Marlona Brando z Dzikiego, albo Bobbyego z
Twin Peaks, jeździ na swoim motorze po wsi i sprzedaje narkotyki, jednym słowem
jest buntownikiem, ale ma też swoją wrażliwą stronę, bo na siłę wciska
pieniądze biednej matce. Ale po co widz zmuszony jest to oglądać? Nic z nigdy z tego wątku nie wynika, w żaden
sposób ten wątek nie wpływa na nic, rwie się też bez sensu. A obecność
Musiałowskiego, to już w ogóle komedia. Pojawia się na chwilę, żeby zaśpiewać
ckliwą piosenkę po angielsku, potem znowu się pojawia na chwilę, tym razem żeby
porozmawiać z Rozbickim, potem raz go widać jak gra na gitarze, żeby na koniec
mógł popaść w rozpacz, nie napiszę dlaczego, ale tę scenę trzeba zobaczyć –
Musiałowski gra rozpacz, jakby grał życiową rolę na Brodwayu, kiedy cała ta scena
dodana jest na siłę, efekt jest co najmniej komiczny.
Przyczepię się jeszcze do muzyki, która też
jest, taka jakby reżyser nie mógł zdecydować się jaki film kręci. Z jednej
strony mamy pesymistyczny motyw przypominający Kołysankę z Psów, z drugiej jakieś
wesołe piosenki, których się używa w reklamach ciasteczek owsianych.
Podsumowując Wyzwanie, to nie rasowy kryminał,
to przeciągnięty do maksimum odcinek serialu obyczajowego z wątkiem kryminalnym.
Jest typowym średniakiem, można go obejrzeć w ramach zabicia czasu, ale
pamiętać o nim będziecie jak o 134 odcinku Ojca Mateusza.
Komentarze
Prześlij komentarz