Film to droga zabawka,
dlatego pozwolić mogą sobie na nią nieliczni. Ale przecież żeby dobrze się bawić
nie trzeba od razu kupować ogromnego misia
z najwyższej półki, można się przecież zadowolić
znalezionym w parku patykiem. Budżetowa to jest rozrywka, ale to od naszej
kreatywności zależeć będzie jak będzie
wyglądała i ile radości nam sprawi. Twórcy
Ostatniego Samotnika wymarzyli sobie film i go nakręcili. Nie mieli za
sobą wsparcia wielkiej Hollywodzkiej wytwórni, ale to nie wielkość budżetu, ani
brak doświadczenia w realizacji najbardziej tej amatorskiej produkcji zaszkodziły.
Dziwne, że amatorzy tworzący filmy dzięki zbiórkom
internetowym nie przykładają większej uwagi do pracy nad scenariuszem. Film
Amadeusza Kocana, tak jak mający w tym samym roku premierę fanowski Pół Wieku
poezji później, chociaż poprawny w sferze realizacyjnej, ogromnie traci przez fuszerkę scenariuszową. Przecież ta
część pracy nad filmem nic nie kosztuje.
Wystarczy pomysł, ołówek i kilka kartek papieru. Zajmująca historia, ciekawe postacie,
iskrzące się od inteligentnego humoru dialogi - takiemu filmowi wybacza się kartonową
scenografię, przestarzałe tanie efekty, nawet słabszą grę aktorską. Prace nad Ostatnim Samotnikiem trwały 8 lat w
ciągu których twórcy nie znaleźli czasu na napisanie kilku scen nadających
sekwencjom akcji znaczenia.
Chociaż zaczyna się obiecująco. Główny bohater jest
stalkerem, który wraca do zony, żeby odnaleźć swojego brata. Zapowiada się
mroczny film drogi. W podróży po postapokaliptycznej Prypeci, towarzyszy mu
przewodnik – typ spod ciemnej gwiazdy, taki który w każdej chwili może mu wbić nóż w
plecy.
I to by było na tyle.
Reszta filmu, to już kolejne sekwencje
wymiany ognia między grupami rywalizujących
o jakieś dobra stalkerów. Szkoda, tym bardziej że większość obsady stanowią znani polscy komicy. Ludzie,
którzy zarabiają na życie pisząc skecze, albo stand upowe monologi, nie potrafili nadać
swoim postaciom jakiegoś charakteru. Dialogi, jeżeli już są, dodane jakby na
siłę, są napisane kompletnie bez polotu, wszystkie są śmiertelnie poważne.
Grzegorz Halama, Abelard Giza, szczególnie Wojciech Tremiszewski próbują zabić
swoje vis comica, w efekcie czego nie są ani śmieszni, ani interesujący. Chociaż
z Halamy wychodzi czasami Pan Józek i to w momentach najmniej spodziewanych,
jak w scenie końcowej potyczki. Zapewne nie był to zamierzony efekt.
Aktorsko najlepiej wypada Karol Kopiec. Pewnie dlatego, że najlepiej
wizualnie pasuje do roli. On jeden wygląda jak ukraiński chłop, którzy przeżył
apokalipsę i latami przymierał głodem.
Przekonująco wypadł też Jarosław Jaros w roli złego naukowca. Źle
natomiast, dobrany został naturszczyk, który grał główną rolę. Nie posiadający
doświadczenia scenicznego kolegów, był na ekranie zagubiony. Do tego kazano mu być narratorem, co kompletnie mu
nie wyszło, bo też dykcja i intonacja nie aktorska, a sam tekst voice overu , tak jak wspomniane dialogi
był niezmiernie poważny, przez co
brzmiało to jak urywek wspomnień jakiegoś
powstańca odczytywanego przez licealistę na obchodach Powstania w Gettcie Warszawskim.
Ale koniec już o minusach. Bo też plusów jest sporo. Jak na amatorską pracę, to zdjęcia i efekty
specjalne naprawdę dają radę. Widać, że panowie mieli pomysł jak te sceny
zrealizować. Bardzo ciekawa jest choreografia walk, zaskakująco profesjonalnie
wyglądała scena potyczki ze Stawrosem, chyba najbardziej dopracowana pod tym
względem sekwencja. Bardzo sprawnie ukryto budżetowe niedogodności, może to ze
względu na miejsce akcji, bo przecież nie trzeba było budować ruin na nowo, ale
naprawdę dzięki scenografii da się w ten świat uwierzyć. Kostiumy i charakteryzacja, też dają radę,
szczególnie wspomniana postać Stawrosa, scenariuszowo nie wykorzystana, miała w
sobie potencjał, bo też była fantastycznie wymyślona. Drażniło mnie jedynie, że stalkerzy piją
wódkę z czyściutkiej butelki, jakby dopiero co kupionej w Żabce.
Po raz kolejny okazuje się, że nie ma filmu bez scenariusza.
I nie ważne czy jest to amerykańska superprodukcja o grupie superbohaterów, czy polski
amatorski film, kręcony od fanów dla fanów, nie ważne jak wiele pracy włoży się
realizację, bez zajmującej opowieści, bez postaci w które moglibyśmy uwierzyć,
nawet najbardziej udane sceny akcji nie odniosą sukcesu.
Komentarze
Prześlij komentarz